Warning: file_get_contents(http://hydra17.nazwa.pl/linker/paczki/ta-torba.dlugoleka.pl.txt): Failed to open stream: HTTP request failed! HTTP/1.1 404 Not Found in /home/server933059/ftp/paka.php on line 5

Warning: Undefined array key 1 in /home/server933059/ftp/paka.php on line 13

Warning: Undefined array key 2 in /home/server933059/ftp/paka.php on line 14

Warning: Undefined array key 3 in /home/server933059/ftp/paka.php on line 15

Warning: Undefined array key 4 in /home/server933059/ftp/paka.php on line 16

Warning: Undefined array key 5 in /home/server933059/ftp/paka.php on line 17
a z przejęciem go wyczekiwała.

- Czemu się śmiejesz? - zareagowała impulsywnie, ale natychmiast się zreflektowała. - To jest, dobry wieczór, Wa¬sza Wysokość.

a z przejęciem go wyczekiwała.

- Nie dojdzie do procesu, a jeśli nawet, to nie będzie mój proces. Zamilkli na chwilę. Chris dokończył pić i nagle ni stąd, ni zowąd zapytał: - Przeleciałeś już Sayre? - Słucham? - Popatrzcie tylko na twarz tego faceta. Zaskoczenie, niewinność i święte oburzenie. Skąd w ogóle przyszedł mi do głowy taki pomysł - zaśmiał się Chris. - No więc? Udało ci się? - Powinieneś się martwić ważniejszymi rzeczami - odparł sucho Beck. - Nie tylko ja poczułem, że coś się święci. Huff też to zauważył. - Nie ma żadnego „coś". - Hm, w takim razie to iskrzenie między wami w twojej kuchni było zapewne spowodowane szwankującą instalacją elektryczną. Beck spojrzał ze złością na przyjaciela. - Jeżeli nie została z twojego powodu, to co ją tutaj jeszcze trzyma? - upierał się Chris. - Sayre nienawidzi Destiny i jej mieszkańców, a zwłaszcza tych, którzy noszą nazwisko Hoyle. Beck nie wspomniał, że Sayre podejrzewała Chrisa o zamordowanie ich młodszego brata. Zapewne jej brat przejąłby się tym równie głęboko, jak on sam. Beck martwił się również tym, co Sayre będzie próbowała zrobić, żeby dowieść swojej racji. Nie należała do osób, które łatwo się zniechęcają i chociaż znał ją zaledwie od kilku dni, zdążył się już zorientować, że gdy raz wbije sobie coś do głowy, nie ustąpi, dopóki wszystko nie pójdzie zgodnie z jej planem. - Zdecydowanie chodzi jej o twojego małego - orzekł Chris. - Dzięki. - Nie byłbym jednakże prawdziwym przyjacielem, gdybym cię nie ostrzegł. Sayre jest... - Odpuść sobie, dobrze? Chris uśmiechnął się kpiąco. - Wyjąłeś mi to z ust, stary. 19 Było gorąco. To jedno z pewnością można było powiedzieć o lecie w delcie Missisipi. Rok 1945 nie należał pod tym względem do wyjątków. Panował tu taki upał, że nawet koniki polne umierały na udar słoneczny. Pomidory dojrzewały i pękały, zanim ktokolwiek zdołał je zerwać z krzaka. Pewnego razu, kiedy Huff i jego tata byli bardzo głodni, zebrali kilka przejrzałych owoców, które spadły na ziemię, oczyścili je z kurzu i mrówek, i zjedli na kolację. Huff miał wtedy osiem lat. Wszyscy ludzie dookoła rozprawiali o zwycięstwie nad Niemcami. Pokonanie cholernych Japońców miało być tylko kwestią czasu. W niemal każdym mijanym mieście odbywały się parady. Ludzie powiewali flagami, nie konfederacyjnymi, ale flagami USA. Huff nie rozumiał, skąd to całe zamieszanie. Wojna nie dotknęła w żaden sposób ani jego, ani taty. Ojciec nie poszedł do wojska. Huff nie wiedział dlaczego, ponieważ większość mężczyzn w tym wieku nosiło taki czy inny mundur. Pociągi wyładowane były żołnierzami i marynarzami i pewnego razu zdarzyło się, że obaj jechali w tym samym przedziale, co jacyś mundurowi. Huff nie lubił podróżować z żołnierzami. Tata najwyraźniej też nie - zazwyczaj zabierał go stamtąd i szukał innego wagonu. Tym razem jednak powiedział, że wszystko jest w porządku, bo ci mężczyźni walczyli za ojczyznę. Huff nie rozumiał, dlaczego wojsko nie chciało taty, skoro przyjmowało nawet czarnych. Doszedł do wniosku, że to przez niego. Co by się z nim stało, gdyby tata pojechał zabijać nazistów i Japońców? Przez cały czas podróżowali, nigdzie się nie zatrzymywali na dłużej, to
Chris zwiesił głowę i potrząsnął nią z niedowierzaniem, - Nigdy nie myślałem, że dożyję dnia, w którym ktoś z Hoyle'ów stanie przeciwko własnej rodzinie. A z drugiej strony niektórzy sądzą, że zastrzeliłem własnego brata, wkładając mu do ust dubeltówkę. - Ponownie pomasował czoło. - Kto mógłby pomyśleć, że byłbym w stanie to zrobić? - O to właśnie chodzi. Muszą jeszcze znaleźć motyw. Chyba że coś ukrywasz. - Na przykład co? - Przyjaciel uniósł gwałtownie głowę. - Chris, czy powiedziałeś mi wszystko o waszej kłótni z Dannym? - Chyba ze sto razy. - Czy Danny miał przed nami jakieś sekrety? - Sekrety? - Pomyślałem, że może podzielił się z tobą czymś, o czym nie wiedział nikt inny. - Nie. Nic. Beck spojrzał Chrisowi w oczy, szukając najmniejszego znaku, który zdradziłby przyjaciela, ale napotkał jedynie spokojne, szczere spojrzenie. - Tak tylko pomyślałem. Nieważne. Co z Lilą? - Odwiedziłem ją wczoraj, kiedy George'a nie było w domu. Nie chciała nawet otworzyć drzwi. - Wrogi świadek. Fantastycznie - Beck wstał i podszedł do okna, opatrzonego stalowymi prętami. Spojrzał na niebo, tak rozpalone, że cały błękit z niego wyparował. Tylko dym unoszący się z kominów odlewni był bielszy. - Nie będę cię oszukiwał, Chris. Musimy opracować solidną linię obrony. - Nie zabiłem swojego brata. Beck odwrócił się w kierunku Chrisa. - Potrzebujemy czegoś więcej niż tylko twojego zaprzeczenia. Chris spoglądał na niego przez długą chwilę, zanim powiedział cicho: - Beck, to jedna z najtrudniejszych rzeczy, jaką kiedykolwiek musiałem zrobić. Zwalniam cię. - Zwalniasz mnie? - roześmiał się Beck. - Nie ma to nic wspólnego z poziomem twoich umiejętności czy profesjonalizmu. Pod tym względem nie mam żadnych zastrzeżeń. Wyprowadziłeś Hoyle Enterprises z tarapatów, które mogły nas sporo kosztować, i to nie tylko finansowo. Huff i ja potrzebujemy cię teraz, żebyś rozprawił się z agencjami federalnymi i, dzięki Nielsonowi, również z naszymi pracownikami - uśmiechnął się krzywo, - Ja zaś potrzebuję adwokata. Beck wrócił do stołu i usiadł. - Właściwie muszę przyznać, że odczuwam ulgę. - Nie jesteś zły? - Chris, prawo karne to nie moja działka. Sam chciałem zaproponować, żebyś wynajął specjalistę. Zamierzałem nalegać, ale bałem się, byś nie pomyślał, że chcę umyć ręce od sprawy. Poza tym, nie byłem pewien, jak zareaguje Huff. - Nie spodoba mu się ten pomysł. Jest specjalistą od trzymania wszystkich spraw w rodzinie. Ale chyba pomożesz mi, by mu wytłumaczyć, że to dobra decyzja. - Porozmawiam z nim. Kogo chcesz wynająć? Chris wymienił nazwisko, którego Beck nie kojarzył. - Jest z Baton Rouge. Podobno świetny. - Zatem powodzenia. - Na pewno nie jesteś na mnie zły? - Daję słowo, że nie. Gdzie ten spec? Potrzebujesz go dzisiaj, teraz.
- Nie mogę mu pomóc, nawet nie wiem, gdzie on się podziewa. Poza tym jeśli naprawdę zechce wrócić, wie gdzie
- O sobie. Tylko i wyłącznie.
- Zamierzasz dać nogę i zostawić mnie z tym całym kramem?
- A na co pozwolę? - za jej plecami odezwał się zna¬jomy głos.
Przygotowania do podróży nie trwały długo. Po starannym wyczyszczeniu wulkanów i sprzątnięciu reszty planety
Nie tylko ty masz swoją ukochaną pracę. - Wskazała na wciąż włączony laptop. - Swoją drogą, ciekawy system na¬wadniający. Nie znam się na geografii, ale coś mi się zdaje,
Mark stał nieruchomo z listem w ręku tak długo, aż Henry zaczął się niecierpliwić. Chwycił za kartkę, wsadził sobie brzeg do buzi i zaczął ssać. W drugiej łapce ściskał ukochanego misia i był niezmiernie szczęśliwy.
Tammy obrzuciła zaniepokojonego Marka triumfalnym spojrzeniem i szybko otworzyła drzwi. Za nimi stało dwóch postawnych strażników. Ich spojrzenia powędrowały w stro¬nę Marka.
Nie mógł odkładać powrotu do kraju. Przedłużenie wy¬jazdu nawet o jeden dzień miałoby katastrofalne skutki. Wszystko poszłoby zgodnie z jego planem, gdyby Lara nie wykazała się przebiegłością, o jaką jej nie podejrzewał. Nie dość, że wysłała synka do swojej ojczyzny, to jeszcze po¬starała się o odpowiedni wpis do dokumentów, dzięki czemu Henry miał teraz podwójne obywatelstwo. I koszmarną ciot¬kę, która robiła nieprzewidziane trudności.
chce mu przekazać coś wyjątkowo ważnego.
nie okazywać. Bardzo chciała, żeby przez resztę dnia Mały Książę był równie czuły i troskliwy. Następnego ranka,
Nie odpowiedziała od razu, lecz wpatrywała się w Różę, którą Mały Książę ostrożnie trzymał w dłoniach. Dopiero

- Puść mnie!

zuchwalstwo! Ale wszystko było lepsze od Kozaków.
- Dobrze pan grał, Aleksieju - mruknął i klepnął go po ramieniu, uśmiechając się pod
w nieświadomości. Nigdy przecież nie uchodzili za ludzi zbytnio dyskretnych! Z drugiej
powinnam wiedzieć? A może muszę wierzyć ci na słowo?
Becky nie potrafiła oderwać oczu od cienkiej bielizny, która uwydatniała każdy szczegół jego
wypił cały dzbanek mocnej kawy. Chociaż doceniał jej wsparcie, bujał gdzieś daleko
15
- A mój drugi przyjaciel, Rushford? Ten, którego kopnęłaś?
- Dom jest wreszcie twój.
zyskaniu i utracie fortuny. Poczuła współczucie, zdając sobie sprawę, że Alec robił, co mógł,
Carlise miał nadzieję, że to pytanie nie padnie. Stało się inaczej, więc musiał być szczery do końca.
Dotarli do szczytu obydwoje, wśród głośnych okrzyków ulgi, spleceni ze sobą. Słyszała jego
- Nie miał z tym nic wspólnego! - krzyknęła. - O niczym nie wiedział! - Reszta słów
- Nie chwal mnie, cherie - odparł cierpko. - I tak jestem samochwałem. Nazywano
Powiedziała to z taką pasją i wiarą, że spojrzał na nią uważnie. Jej szeroko otwarte oczy pociemniały z emocji. Była gotowa poświęcić wszystko, by bronić jego rodziny. Ale przecież musi też chronić siebie. Ta prosta prawda objawiła mu się tak samo gwałtownie jak miłość do Belli.

©2019 ta-torba.dlugoleka.pl - Split Template by One Page Love