- Gdzie ona może być? - powtórzył po raz setny, pa¬trząc na zegarek. Wpół do trzeciej. - Lepiej, żeby rano się zjawiła, bo jak nie... - Od Mary Beth? Nie miałem czasu, żeby choćby o niej pomyśleć. - Ale nie zabrakło ci go, żeby wyobracać tę głupią dziewuchę, z którą ożenił się George, i to nie dalej, jak ostatniej nocy. Chris nie czuł się zażenowany tym, że ojciec wiedział o wszystkim. Już raczej zaskoczony i rozbawiony. - Twoja sieć informatorów jest niesamowita, Huff. Jak ty to robisz? Nawet leżąc tu, na OIOM-ie. Huff roześmiał się cicho. - Powiem ci coś lepszego. Wiedziałeś o tym, że twoja siostra pojechała wczoraj z Beckiem do baru rybnego? Potem Beck odwiózł ją do hotelu, dopilnował, żeby się zameldowała, odprowadził do drzwi i wszedł do środka. Chris przypomniał sobie morderczy wyraz twarzy Becka, gdy Klaps Watkins uczynił wulgarną uwagę na temat Sayre. Tylko że Beck był mężczyzną ze starej szkoły i traktował wszystkie kobiety jak damy, dopóki mu nie udowodnią, że nimi nie są. Dlatego Chris wyśmiał insynuacje Huffa kpiarskim prychnięciem: - Chyba nie sugerujesz, że między nimi coś jest. Sayre znienawidziła Becka od pierwszego wejrzenia, ponieważ jest jednym z nas. - Więc dlaczego nie wróciła do San Francisco? - Ponieważ myślała, że umrzesz. - Hmm, może. - Huff założył ręce za głowę. - Mimo wszystko, byłoby to interesujące, nie sądzisz? - Co? - Gdyby Beck i Sayre się ze sobą związali. - Na twoim miejscu nie nastawiałbym się na to. Beck lubi słodkie, łagodne kobiety o małych wymaganiach. Sayre kompletnie nie pasuje do tego rysopisu. - Oczywiście, że się na nic nie nastawiam - odparł Huff - ale zacząłem rozważać ten scenariusz jako drugi wariant rozwiązania mojego problemu. - Którego konkretnie? - Doczekania się trzeciej generacji Hoyle'ów, zanim zabije mnie jakiś rozległy atak serca. Jeśli chcesz zostać ojcem mojego wnuka, lepiej zakręć się wokół rozwodu z Mary Beth. Jeśli jest bezpłodna, nie ma sensu się z nią dłużej szamotać. Wybrałeś już sobie następną kobietę? Lilę? - Lilę? Bynajmniej! - Lepiej więc nie trać na nią swojego i mojego czasu. To tylko taka mała sugestia. - Huff nacisnął guzik obniżający łóżko, ułożył się wygodnie i zamknął oczy. Chris odebrał to jako sygnał, by zostawić ojca w spokoju. Opuścił szpital, unosząc ze sobą wszystko, co powiedział mu Huff. Wiedział z doświadczenia, że z ust jego ojca nigdy nie padają żadne przypadkowe i trywialne słowa. 17 Dom stał na uboczu, z dala od głównej drogi. Do schodów prowadzących do wejścia wiodła wąska ścieżka wysypana pokruszonymi muszlami ostryg. Szpiczasty dach budynku ocieniał ganek. Ciemnozielone drzwi wejściowe umieszczono dokładnie pośrodku fasady, okolone po obu stronach dwoma dużymi oknami o ciemnozielonych okiennicach. Ściany pomalowano na biało. Sayre skręciła na ścieżkę i zaparkowała tuż przed schodami, ozdobionymi rabatkami kaladium i pelargonii, przywiędniętych w bezlitosnym upale. Beck siedział na zamontowanej na ganku huśtawce z drzewa tekowego, trzymając w jednej ręce butelkę z piwem, a drugą głaszcząc gęste Podczas opowiadania o przeżyciach na planecie Próżnego - Róża chciała o coś zapytać. Zawahała się jednak i po - Nigdy nie jem w łóżku. Służba doskonale o tym wie. Wystarczyło ich spytać. - Dzień dobry - odparła z urazą, nawet nie racząc rzu¬cić okiem na Tammy. - Sądziłam, że przyjdziesz do jadalni dotrzymać mi towarzystwa przy śniadaniu. I nagle Mark zrozumiał, czym naprawdę jest miłość. Zadowolony Henry spał teraz słodko na jego rękach. Do¬minik uśmiechnął się zagadkowo na ten widok. - To nieuczciwe! - zaoponowała. - Ja musze ci wierzyć na słowo, podczas gdy ty nasłałeś na mnie detektywa. Powiedział to tak czule, że Tammy niemal zupełnie się rozkleiła. Temu było jeszcze trudniej się oprzeć niż namięt¬ności. Oczy jej się zaszkliły. Po policzku spłynęła łza, którą Mark otarł z niewypowiedzianą delikatnością. Zakręciło się jej w głowie, bynajmniej nie od wysokości. - Nie, właśnie powinni mówić, co ich gryzie i co jest nie tak - odpaliła coraz bardziej rozzłoszczona Tammy. - Od dzie¬sięciu lat wszystko się sypie. Ani Franz, ani Jean-Paul nie wzięli na siebie żadnej odpowiedzialności nie tylko za sprawy państwa, ale nawet i za sprawne zarządzanie własnymi dobrami. Posiadłość jest na skraju ruiny, choć jeszcze nie widać tego tak wyraźnie. Pańskie oko konia tuczy, powtarza pani Burchett, a ja się z nią zgadzam. Tymczasem ty też umywasz ręce i wra¬casz do swoich zbiorników wodnych. równie mocno, jak promieni wschodzącego słońca. Wciąż z niedowierzaniem wpatrywała się w czek. Przy¬pomniała sobie treść listu. Tam też była mowa o pienią¬dzach. Henry nie był owocem miłości, lecz żądzy bogactwa, prestiżu i władzy. Straszne... Chwilowo nie miał szans utargować nic więcej, więc przystał na propozycję.
przepisy. podejście do sprawy. Poszła do gabinetu. Kiedy wróciła, zobaczyła, I która nosiła twoje odciski palców, znikła z policyjnego sejfu. A potem w magiczny sposób się da Rodman, starsza kobieta ze skłonnością do poważnych, szarych garniturów, Nagle teren bazy się skończył, a przed nią pojawił się posterunek wartowniczy. Doktor Andrews przyglądał się jej badawczo. Chyba spodobało mu się Na jego twarzy zadrżał mięsień. Rainie pomyślała, że jednak zdołała wytrącić tego - Jeśli się zbroić, to porządnie - odparła poważnie. - Co można zrobić przebić sobie nadgarstek. z nim. Tylko jedno pudełko czekoladek. Miała nadzieję, że szybko je dostarczą. rzecz, że w Internecie można się podać za kogokolwiek, zrobił taką dziwną minę. bardziej. Stopą próbował przygarnąć piasek. Gałązką pozacierał ślady i rzucił Rainie Danny milczał. Jego wzrok spoczął na martwych dziewczynkach leżących z będzie dobrze.
©2019 ta-torba.dlugoleka.pl - Split Template by One Page Love